Gidle, uzdrowienie z raka
Prosiłem Matkę Bożą, by zabrała ode mnie tę straszną chorobę
Dziękuję Ci, Matko Najświętsza, za przywrócenie zdrowia, a właściwie za ocalenie mi życia. A było to tak. Dwa lata temu zauważyłem u siebie na ramieniu znamię, małą brązową kropkę, która nic dla mnie nie znaczyła. Od stycznia 2006 zaczęło się to powiększać, urosło do rozmiarów pół centymetra. Ponieważ pojawił się ból, poszedłem do lekarza, który wysłał mnie do chirurga. Czternastego kwietnia znamię zostało wycięte. Po kilku dniach otrzymałem pilny telefon z kliniki, w której przeprowadzono zabieg. Badanie histopatologiczne wykazało, że jest to rak– czerniak złośliwy, czwartego stopnia w pięciostopniowej skali. Z diagnozy wynikało, że wycięto mi tylko niewielki fragment i trzeba usunąć pozostałą część, która rozprzestrzeniła się na dość dużym obszarze skóry. Należało iść do szpitala na kolejną operację.
Przy tak zaawansowanym czerniaku złośliwym (czwarty stopień) moje szanse były znikome. Uświadomiłem sobie, że mogło mi zostać pół, a może rok życia. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Zacząłem się interesować, czytać, co to za choroba, i wówczas dotarło do mnie, że z tego się raczej nie wychodzi. Przypadków śmiertelnych jest 90 procent. Udaje się uratować ludzi we wczesnych stadiach tego nowotworu. U mnie pan doktor powiedział, że jest już późno. Gdy pytałem lekarzy, czy nie za późno, kiwali głowami, że może jeszcze coś da się zrobić, żeby być dobrej myśli. Jednak pełniejsze informacje wskazywały na to, iż w ciągu najbliższego roku przyjdzie mi się pożegnać z tym bytem ziemskim.
Byłem okropnie załamany. Mój świat się zawalił i nie istniało dla mnie nic poza myślą, jak pozbyć się tego raka. Co zrobić, żeby go nie było. I w tym momencie pojawił się mój szwagier, który przyjechał, by mnie pocieszyć. Przywiózł mi winko wraz z obrazkiem Matki Bożej Gidelskiej. Wtedy nie miałem zielonego pojęcia, że istnieją w ogóle Gidle, że jest tam jakieś Sanktuarium. Stała się rzecz dziwna. Kiedy mi to wręczył, bez słowa namowy z jego strony, w jednej chwili zdałem sobie sprawę, że jest to jedyne lekarstwo, które może mnie uratować. Nie ma na świecie nic innego, co mogłoby mi przynieść pomoc. Normalnie bym go wyśmiał. Ale wtedy doznałem olśnienia. Skupiłem się wyłącznie na modlitwie. Nie mam pojęcia, skąd wiedziałem, jak się modlić. Byłem przecież człowiekiem, który nie znał żadnej modlitwy. Znałem, owszem, wszystkie kluby nocne w mieście i byłem ich stałym bywalcem. Nie liczyłem się z tym, że ktoś może cierpieć z mojego powodu, byle mnie było jak najlepiej. Nie wiem, dlaczego Pan Bóg wybrał kogoś takiego...
Zawierzyłem się Matce Bożej całkowicie, w stu procentach, a może nawet więcej. Nie myślałem o niczym innym. Skupiłem się w okresie poprzedzającym zabieg operacyjny na modlitwie do Matki Bożej Gidelskiej. Pierwszy raz w życiu odmawiałem nowennę. Wcześniej nie miałem nawet pojęcia, że jest coś takiego jak nowenna. Codziennie podczas modlitwy smarowałem całe ramię gidelskim winem, z prośbą do Matki, żeby zabrała ode mnie tę straszną chorobę. Prosiłem gorąco, by dała mi jeszcze żyć na tym świecie i cieszyć się szczęściem. Po trzech tygodniach zoperowano mnie w klinice w Krakowie. Metody leczenia tego rodzaju przypadków nie są skomplikowane. Tego nie leczy się chemią czy naświetlaniami, po prostu wycina się wszystko, co się da.
Wycięto mi dość duży płat skóry (pozostała po operacji blizna ma 20 cm długości). Wyniki przyszły dopiero po trzech tygodniach. Kiedy poszedłem na konsultację i zdjęcie szwów, zapytałem, czy tym razem cały nowotwór został wycięty? Lekarz odpowiedział: „Wie pan, dziwna sprawa, ale w tym materiale, który pobraliśmy do badania, nie było w ogóle komórek nowotworowych”. Osłupiałem, szczerze zdziwiony był i on. Wszyscy dziwili się, jak to możliwe, że w przeciągu trzech tygodni samoczynnie znika rak czwartego stopnia, głęboko utkany pod skórą, a więc już prawie ostateczny. Do tej pory lekarze nie potrafią wytłumaczyć, jak to się stało, że rak zniknął...
Za to Ci, Matko Boża, najserdeczniej dziękuję. To Twoja opieka nade mną sprawiła, że jestem tu dzisiaj, że jestem zdrowy. Chodzę regularnie na badania. Lekarze widzą we mnie okaz zdrowia.
Dziękuję Ci też, Matko Boża, za moją kochaną żonę. W tej ciężkiej chorobie wspierała mnie modlitwą, dobrym słowem, i widziałem, że martwi się o mnie jeszcze bardziej niż ja sam. Żona jest osobą bardzo, ale to bardzo wierzącą. To jej zawdzięczam drogę mojego nawrócenia. Matko Boża, dziękuję Ci za to, że mam ją przy sobie, że w tych ciężkich chwilach chciała ze mną być, że się tej choroby nie wystraszyła i dzielnie mnie wspierała. Dzięki temu, że ją, Matko Boża, postawiłaś na mojej drodze, jestem tu dzisiaj, zdrowy, mogę cieszyć się życiem. A także tym, że jestem innym człowiekiem. Przed chorobą nie chodziłem do kościoła, uważałem, że jeśli nawet Bóg istnieje, to niech sobie istnieje, a ja jestem sobą i jest mi z tym dobrze. Okazuje się jednak, że Bóg nie tylko jest, ale że nas kocha, że Matka Boża czyni cuda. Za to Ci, Maryjo, z tego miejsca chciałem gorąco podziękować. Kocham Cię i z całego serca dziękuję!
Dariusz Janik
Gidle, Nabożeństwo o uzdrowienie, 1 października 2006.